Do czytania polecam tę piosenkę:
Strażnicy go zaskoczyli. Zaskoczyły go jego własne Koszmary. Były silne. Bardzo silne. Jednak on, nawet bez wiary dzieci był silniejszy. Bał się, ale przecież na świecie nie ma tylko dzieci. Są również dorośli. To ich strach nadal trzymał go przy życiu. To ich wątpliwościami i lękami karmił się przez te wszystkie lata. I będzie żywić się dalej. Do dzieci można dotrzeć przez dorosłych. Wystarczy zrobić tak, aby zaczęły się ich bać. A z czasem zaczną się bać również jego.
A żeby plan całkowicie wypalił, musi najpierw pozbyć się Strażników. Wykończy ich, jednego po drugim. Poznał już kilka ciekawych sposobów. Okazuje się, że może ich zniszczyć, bez potrzeby niszczenia wiary u dzieci. Strażnicy mogą przestać istnieć i bez tego. Zlikwiduje ich po kolei. Począwszy od tego irytującego Mroza. Jeżeli zniszczy jego, dalej pójdzie lawinowo.
Najpierw zginie Jack Mróz.
Potem Piaskowy Ludek.
Potem umrze nadzieja, a wraz z nią Wielkanocny Zając.
Zaraz potem zaginą wspomnienia Zębowej Wróżki.
Następnie, wraz z całym swoim zachwytem zniknie North.
A na samym końcu sam Księżyc.
***
- Dobrze, a więc coroczne spotkanie Strażników uważam za zakończone - powiedział North i odetchnął głęboko, uderzając delikatnie ręką w stół. Delikatnie, znaczy tak, że zawartość jego kubka przetransportowała się na stół.
- Nareszcie - mruknął Jack, przeciągając się. Lubił te ich spotkania, ale gadanie o formalnościach nie kręciło go ani trochę. Chyba nie jego jedynego. Piasek również wyglądał na zadowolonego z zakończenia uciążliwych rozmów. Głównie dlatego, że nikt biedaka nie rozumiał. Rozmowa z nim przypominała grę w kalambury. North uśmiechnął się ciepło do obojga, a Ząbek wróciła do rozdzielania zadań swoim małym wróżkom. W końcu ona nie pracowała tylko jeden dzień w roku, jak co po niektórzy.
- Jack, pamiętaj tylko, żeby teraz nie rozrabiać. Nie chcę mieć znowu śniegu na Wielkanoc - rzucił Zając, patrząc dość groźnie na białowłosego. Ten posłał mu jeden z tych swoich powalających uśmiechów, na widok których wszystkie mleczuszki, łącznie z samą Ząbek, prawie mdlały.
- Niczego nie obiecuję - powiedział zaczepnie. Co jak co, ale uwielbiał się z nim droczyć. Przecież wiedział, że długouchy, pomimo wszystkich swoich gróźb, nigdy by go nie skrzywdził.
- Jack, nie przeciągaj struny. Była umowa. Lepiej się jej trzymaj - ostrzegł Zając. Jack zakręcił kilka razy swoim kijem, wywołując chłodny podmuch, który poleciał w stronę Strażnika Nadziei.
- Wyluzuj trochę, Zając. Przecież wiem.
- Wolę się upewnić - mruknął Zając, osłaniając się przed powiewem. - Znam twoje numery, koleś.
Jack ostentacyjnie przewrócił oczami.
- Nie przesadzaj. Od '68 nie zrobiłem ci już żadnej zawieruchy w Wielkanoc - powiedział.
- Tak, ale sęk w tym, że zawsze jest wtedy masa śniegu.
- Hej, przecież ja też muszę coś robić! - "oburzył się" pan mrozu.
- Ale nie musisz przeszkadzać mi w pracy - mruknął Zając. - I zatrzymaj ten cholerny wiatr!
Rzeczywiście, Jack, żeby bardziej wkurzyć przyjaciela (i zrobić wrażenie rozzłoszczonego) nieco wzmocnił siłę wiatru, do którego dorzucił gratisowo płatki śniegu. Wzruszył na to ramionami, nadal się uśmiechając. Doskonale wiedział, że długouchy nienawidził zimna.
- Mhm... - rzucił, chwytając w dłonie jeden z płatków.
- Koleś, bo jak wstanę...
Wiatr ustał nagle i niespodziewanie, a zamiast jego świstu w pomieszczeniu rozległ się głośny śmiech Jacka.
- Jasne, jasne. Muszę lecieć, umówiłem się z Jamiem. Zając, widzimy się jakoś tak za tydzień, co nie? - Jack wstał i uśmiechnął się do nieco naburmuszonego przyjaciela, który strzepywał z uszu płatki śniegu, które dziwnym trafem na nim wylądowały. W końcu zapowiedział, że mu pomoże w przygotowaniach. Nawet to lubił. Taka mała odmiana od siania zimna i tak dalej.
- Mhm. Tylko się nie spóźnij, tak jak ostatnio. Większość zdążyłem zrobić bez ciebie - powiedział Zając.
- Okey. Na razie!
Jack machnął ręką do pozostałych w geście pożegnania i wyleciał przez otwór w dachu przy Sferze Snów. Odpowiedziało mu przelotne "cześć" ze strony Ząbka, machnięcie ręką Piaska, cichy pomruk Zająca i śmiech Northa.
Może i młody był irytujący, ale zdecydowanie potrafił rozluźnić atmosferę. Nawet, jeśli wywoływał sprzeczki. Nie sposób było się na niego gniewać. Nawet nie potrafili sobie wyobrazić, co by było, gdyby go stracili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za dodaną opinię. Na pewno pomoże mi ona w dalszym prowadzeniu tego bloga :D