Polecane nutki ;D (kolejno w trakcie czytania) :
Droga nie była wcale aż taka długa, jak mogłoby się wydawać. Głównie dlatego, że posłużył się śnieżną kulą "pożyczoną" od Northa. No co? On też lubił wygodę, a magiczne portale zdecydowanie nią były. Odkąd dołączył do Strażników, dość często podbierał przyjacielowi jego kule. Możliwe jest, że ten dotychczas jeszcze się nie zorientował.
Wylądował przed domem Jamie'go i z zaskoczeniem zauważył, że chłopaka (no, właściwie już mężczyzny, ale kto by tam na to patrzył?) nie było na zewnątrz. Czyżby zapomniał? Nie, on nigdy nie zapominał o ich spotkaniach. Więc co się stało? Nie namyślając się długo, otworzył drzwi i wszedł do środka. I tak nigdy nie pukał. Nie musiał.
- Jamie? - spytał w pusty korytarz.
- Jack, to ty? Szybko się uwinąłeś - zauważył Jamie. Jego głos dochodził z kuchni, więc tam udał się zmartwiony duch zimy. Zauważył starego przyjaciela, siedzącego przy stole z kubkiem kawy w ręku. Zmienił się dosyć. Rysy jego twarzy były dość mocne, ale nadal tak uroczo łagodne. Tym razem jednak na jego zwykle wesołej twarzy widać było zmęczenie. Jack podszedł bliżej i usiadł obok niego przy stole.
- No, uwinęliśmy się szybciej. A co u ciebie, Jamie? Wyglądasz na przemęczonego - zauważył. Pewnie znowu za dużo pracował. Jamie westchnął.
- No wiesz, praca. Dom. Dzieci. Jeszcze Eva zachorowała. Trzeba się zająć dziećmi. Dorosłe życie nie jest takie kolorowe, jak mogłoby się wydawać, Jack - powiedział i uśmiechnął się słabo, popijając nieco kawy.
- Przykro mi, ale ja się nie zestarzeję, żeby tego doświadczyć - odparł Jack, uśmiechając się pocieszająco. Być może i tego nie rozumiał, no i zapewne nigdy nie zrozumie, ale zawsze był gotów wspierać przyjaciela. Jamie odwzajemnił uśmiech.
- No wiem. Ciągle jesteś taki sam.
- Przywilej nieśmiertelności - białowłosy uniósł ręce, jakby chciał zaznaczyć, że nie ma na to wpływu.
- Wiem, wiem. Sęk w tym, Jack, że czuję się... jakby coś było nie tak. Jakby tu, w mroku, czaiło się coś, co chce mnie pochłonąć. To tak jak wtedy, kiedy staliśmy przed Mrokiem. Tylko tym razem jakby coś się zmieniło. Jakby... on żerował na tym strachu. Obawach o moją rodzinę i o jej życie - wyznał Jamie, patrząc na swój opróżniony do połowy kubek. Jack uniósł brwi. No tak. Pamiętał coś, co dawno temu powiedział mu North. Kiedy cieszył się z pokonania Mroka.
- To jeszcze nie koniec, Jack - powiedział. Chłopak spojrzał na niego zaskoczony.
-Jak to? Przecież Koszmary wciągnęły go do podziemi. Już po nim.
North pokręcił głową z delikatnym uśmiechem.
- Widzisz, to nie takie proste. My istniejemy tak długo, jak długo wierzą w nas dzieci. A on istnieje tak długo, jak długo istnieje strach, lęk i ciemność. A pomyśl, kto traci wiarę w Strażników? Kto odczuwa największe obawy i strach? O swoją przyszłość, o przyszłość swoich bliskich?
W tym momencie Jacka olśniło.
- Dorośli.
- Dokładnie, Jack. Jak długo oni będą odczuwać strach, tak długo on będzie na nim żerował. A kto wie, czy kiedyś nie zechce tego w jakiś sposób wykorzystać.
- Ale... strach dorosłych nie będzie tak samo silny, jak strach dzieci. To one odczuwają emocje najmocniej - zauważył Mróz. North kiwnął głową.
- Owszem. Ale zdecydowanie wystarczy do najprostszych działań. A najprostsze działania wprowadzają najwięcej chaosu. A czasem potrafią zaważyć o losach wojny.
- Halo, Ziemia do Jacka Mroza!
Jack otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na Jamie'go przepraszająco.
- Wybacz. Co mówiłeś? - spytał.
- Że Olivia zaraz wróci ze szkoły i pewnie będzie chciała sobie z tobą poszaleć - powtórzył Jamie.
- O, to świetnie! - twarz Jacka natychmiast się rozpromieniła. lubił tą małą. Była jak dziewczęce wcielenie małego Jamie'go. - A ty nie będziesz z nami?
- Nie, muszę pojechać po Evę do lekarza. Poszła biedna sama, bo ja byłem w pracy - powiedział. - Przykro mi, że nie zdążyliśmy sobie porozmawiać tak, jak kiedyś.
- Spoko, Jamie. Przecież wiem, że masz też inne sprawy. Tak samo, jak ja.
Co prawda, to prawda. Jack szerzył wiarę w swoją osobę wśród dzieci dosłownie na potęgę. Odwiedzał różne miasta, wsie, kontynenty, bawił się z dzieciakami, rozmawiał z nimi. Ale zawsze wracał tutaj. Najczęściej przesiadywał w tym miasteczku zimą. Wtedy mógł się wyszaleć. No i chodziło też o jego umowę z Zającem. Żadnego śniegu poza wyznaczonymi porami roku. No, może z kilkoma wyjątkami, ale to tak dla rozluźnienia atmosfery. No i po to, żeby mieć się o co droczyć z długouchym.
- Zobaczymy się niedługo - zapewnił Jamie, ubierając płaszcz. Jack skinął głową z uśmiechem.
- Jak długo będziesz wierzyć - odparł. Takie ich tradycyjne pożegnanie. - Zawsze tu będę.
Jamie uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki. Doskonale wiedział, że Jack zawsze dotrzymywał danych mu obietnic. Nie miał się czego obawiać.
W progu dosłownie wyminął się z Olivią, która ucałowała go na powitanie/pożegnanie (co kto woli) i wbiegła do kuchni.
- Jack! - zawołała uradowana i odrzuciła plecak w kąt, podbiegając do stołu, przy którym czekał jej ulubiony Strażnik.
- Cześć Oli - Jack uśmiechnął się wesoło i uścisnął gramolącą mu się na kolana dziewczynkę.
- Jak dawno cię nie było! Opowiadaj, dokąd leciałeś tym razem! - powiedziała radośnie, a na jej twarzy widać było pełen podekscytowania rumieniec. Mróz zaśmiał się wesoło. Ta mała po prostu go rozbrajała.
- No cóż, tym razem siedziałem u Northa. Wiesz, spotkanie Strażników. Znowu przynudzał coś o raportach, statystykach i tak dalej - odparł. Olivia uniosła brwi.
- Czy on nie ma innego zajęcia? - spytała, co wywołało śmiech ze strony ducha zimy. Mała była nad wyraz dojrzała, jak na swój wiek.
- No, najwyraźniej nie. A tak poza tym nawiedziłem sobie ostatnio południową część Polski. Dziwny kraj. Jeszcze trochę i na mapie zostanie już tylko nazwa, po w kraju nie zostanie żaden rodowity Polak - zauważył. Tym razem to Olivia się zaśmiała.
- Jak kto woli - powiedziała. Zaraz jednak podskoczyła i chwyciła Mroza za bluzę. - Jack, a pobawimy się śnieżkami? Proooooszę.
Jack uśmiechnął się, widząc jej błagalną minkę. Owszem, obiecał coś Zającowi, ale przecież ona tak ładnie prosiła... Strażnikom nie wolno zawodzić dzieci, prawda?
- Dobra, przygotuj się - powiedział. No, niby nie miało być śniegu, ale na jednym podwórku... co tam szkodzi. Mała natychmiast zeskoczyła z jego kolan i pobiegł w stronę drzwi, ciągnąc Jacka za sobą. Białowłosy oczywiście jej na to pozwalał. Jak zwykle. Na szczęście w ogrodzie Bennett'ów leżał jeszcze śnieg, więc Mróz nie musiał się o to obawiać.
- No to co, każdy na każdego? - uśmiechnął się i ulepił sobie pierwszą śnieżkę. Już miał rzucić nią w szatynkę, gdy oberwał kawałkiem śniegu w żebro.
- Każdy na każdego! - krzyknęła mała, lepiąc już kolejną kulkę. Jack uśmiechnął się i rzucił w nią swoją śnieżką. Niestety, ona już zdążyła schować się za sankami.
- Nie licz na wygraną, mała! - krzyknął Jack i jednym susem pojawił się za dziewczynką, rzucając jej śnieżką w plecy, na co ta aż podskoczyła.
- Orientuj się, Jack! - odkrzyknęła i zamierzyła się na niego, ale on już zdążył odskoczyć i rzucić w nią kolejną kulką. I to celnie! Ponad trzysta lat wprawy robi swoje!
Ich zabawa nie trwała zbyt długo. Głównie dlatego, że Jamie i Eva już wrócili i kobiecie trzeba było spokoju, a nie zmartwień typu: moje dziecko gania po podwórku i wrzeszczy samo do siebie "Jack, orientuj się!". Tak więc duch zimy zmył się stamtąd dość szybko.
Jednak kiedy wychodził z pokoju dzieci Bennett'ów, zauważył szybko migający gdzieś nieopodal dziwny cień. Szybko podleciał to sprawdzić, ale w zaułku nie zostało po nim ani śladu, pomimo tego, że nadal czuł się obserwowany. Coś ewidentnie było nie tak. Czuł to. Całym brzuchem, jakby to powiedział North. Będzie musiał mu o tym powiedzieć. Spojrzał na zachodzące słońce i wzniósł się w górę. Skończyły mu się kule śnieżne, więc trzeba wrócić na własną rękę.
Nie zauważył, że chwilę później z ciemności wyłoniła się tak dobrze znana mu mroczna sylwetka, która wykrzywiała szarą twarz w pogardliwym uśmieszku. Czuł jego niepewność.
- Już niedługo, Jacku Mrozie. Już niedługo.
Po tych słowach zniknął tak nagle, jak się pojawił.
__________________________________________________________________________
Kolejny rozdział za nami. Proszę o komy ;)
Ach, no i powiedzcie, co sądzicie o muzyce w trakcie czytania. Podoba Wam się takie wklejanie, czy nie bardzo?
Czekam ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za dodaną opinię. Na pewno pomoże mi ona w dalszym prowadzeniu tego bloga :D