poniedziałek, 11 stycznia 2016

Oczekiwania i dziwne zachowanie

Czekanie było najgorsze. Godziny spędzone w chłodnym pokoju, niepewne spojrzenia kierowane w stronę nadal nieprzytomnego Jacka. To dłużyło się jak szalone. A co, jeżeli działo się z nim coś złego? Jeżeli on już nigdy się nie obudzi? Nie, nie mogli tak myśleć. Pod żadnym pozorem. Księżyc mówił, że będzie dobrze. Musieli mu zaufać. On jeszcze nigdy ich nie zawiódł. I z pewnością tym razem też nie będzie inaczej.

_________________________________________________________________________________

Na początku był chłód. Potem ból, który z czasem przerodził się w pieczenie. Co pamiętał? Prawie nic. Strzępki, których nie mógł zszyć w całość, bo ciągle czegoś mu brakowało. Jakiegoś drobnego, ale istotnego kawałka. Po prostu dryfował. Wokół niego była ciemność. Ciemność, której nie mógł ogarnąć. Nie wiedział, skąd się brała. Nie wiedział, jak z nią walczyć. Wcześniej przyprawiała go o ból, przytłaczała, sprawiała, że nie mógł nad sobą zapanować. Odbierała oddech, o który z paniką walczył. Potem to ustało. Całkiem nagle.Wtedy została sama ciemność i pieczenie. Gdzieś w okolicy serca. Nie rozumiał tego. Niczego nie rozumiał.

Nie miał pojęcia, jak długo tak dryfował, po prostu zawieszony w ciszy i mroku.Wtem nagle ciemność zaczęła się rozjaśniać. Gdzieś w oddali zobaczył Księżyc. Jego jasną tarczę. To on wprowadził jasność. Jak zwykle.
- To, co cię czeka, Jacku Mrozie, będzie trudne. Bardzo trudne - odezwał się w jego głowie głęboki, męski głos. Ostatni raz słyszał go ponad trzysta lat temu, kiedy Księżyc zdradził mu, jak się nazywa.
- Co masz na myśli? - spytał, z zaskoczeniem marszcząc brwi.
- Przyszłość będzie dla ciebie tajemnicą. Nie mogę ci wszystkiego powiedzieć. Uprzedzając fakty, mogę zmienić bieg przypisanych ci wydarzeń. To zbyt wielkie ryzyko. Poza tym wszystko można zmienić. Nie mógłbyś trzymać się jednej wersji. Ja również nie jestem nieomylny. Wystarczy jeden krok inny od pozostałych, żeby zakłócić harmonię.
- Czyli znowu mam do wszystkiego dochodzić sam? - spytał z goryczą Mróz.
- Nie będziesz sam, Jack. W przebyciu twojej drogi pomogą ci przyjaciele. Nie zapominaj o tym. Jeszcze przyjdzie czas, kiedy wszystko ci wyjaśnię. Prędzej, niż myślisz.
- Kiedy? - dopytywał pan zimna. Księżyc zaśmiał się.
- Niedługo. Nie teraz. Czas na mnie - powiedział. Jego blask powoli znikał.
- Czekaj! - krzyknął spanikowany Jack. - Powiesz mi chociaż, co się ze mną stało? Dlaczego tu jestem? Czy znowu umarłem?
- Nie, Jack. Nie umarłeś. To tylko chwila zawieszenia po ciężkiej walce - odparł Pierwszy Strażnik, zatrzymując się na chwilę.
- Walce? Z kim? - Jack zmarszczył brwi.
- Z tym, z którym dane jest ci walczyć.
Chwilę zajęło, zanim się zorientował, o co chodzi. Mrok. No tak. To przecież on tak nagle pojawił się w Norze.
- Kto wygrał? - spytał zdenerwowany.
- Na to pytanie musisz odpowiedzieć sobie sam.
Po tych słowach znów nastała ciemność. Sam? Jak niby miał sobie na to odpowiedzieć sam? Chciał krzyknąć na Księżyc, żeby natychmiast wrócił i wszystko mu wytłumaczył tak, jak należy, ale wiedział, że to nie ma większego sensu. Znowu trwał w tym dziwnym stanie zawieszenia i nie mógł zrobić nic, żeby się z niego wyrwać.

Po jakimś czasie, nie wiedział dokładnie, po jakim, z otaczającej go ciszy zaczęły docierać jakieś dźwięki. Były ciche głosy. Zatroskane. Rozpoznawał je. Potem jednak i one ucichły Słyszał czyjeś nerwowe kroki. Nie mógł jednak rozpoznać, kto je stawia. Później była cisza. Cisza, podczas której mógł nasłuchiwać, jak jego stosunkowo cichy oddech momentami wyrównuje się z oddechem kogoś, kto najwyraźniej siedział obok. Jakiś czas później znowu kroki i cisza. Znowu. Zaczynało go to powoli irytować, ale nie mógł nic zrobić. Kolejny bliżej nieokreślony szmat czasu później w końcu poczuł, że wraca do świata. Pierwsze, co poczuł, to sztywność w całym ciele. Jak długo mógł tak leżeć? Potem pieczenie w okolicy serca i delikatny ból głowy. No i cholernie zaschło mu w ustach. Trochę potrwało, zanim udało mu się otworzyć oczy. Jęknął cicho, zasłaniając je ręką przed jakimś blaskiem. Ta ciemność dała mu się nieźle we znaki. Zauważył znajomą sylwetkę, która natychmiast się do niego zbliżyła.
- Jack. Nareszcie. Jak się czujesz?
Od razu rozpoznał właściciela tego głosu. Charakterystyczny, australijski akcent. Uśmiechnął się delikatnie, mrużąc oczy. Dopiero po chwili był w stanie dokładnie go zobaczyć. Wyglądał na szczerze zmartwionego.
- Spokojnie, nic mi nie jest - powiedział. A raczej wychrypiał. Suchość w przełyku dała mu się we znaki.
- Trzymaj. Pomoże ci - Zając podał mu szklankę, najprawdopodobniej z wodą. Bez chwili zastanowienia wypił całą jej zawartość. Od razu lepiej! Odstawił puste naczynie na stojący obok łóżka stolik. A no właśnie. Rozejrzał się po pomieszczeniu, nieco zdezorientowany. Jak oni się tu znaleźli? Kiedy tu przyszli? Ile dni mu umknęło? Co się tak właściwie stało?
- Zając? Jak my się tu dostaliśmy? - spytał zaskoczony. Australijczyk uniósł brwi.
- Nie pamiętasz?
Mroźny chłopak pokręcił głową w geście zaprzeczenia.
- Ostatnie, co pamiętam, to nasza rozmowa w Norze. Potem tylko jakieś dziwne przebłyski, ale nie rozumiem z nich zbyt wiele. Co się stało?
Strażnik Nadziei z niewiadomych powodów opuścił uszy. Ostatni raz robił to wtedy, kiedy Jack niechcący zniszczył Wielkanoc. Na jego twarzy pojawił się... ból? Nie, nie możliwe.
- Lepiej będzie, jeżeli zawołam pozostałych. Oni ci powiedzą - mruknął dość cicho. Chłopak zmarszczył brwi.
- A ty nie możesz?
Zając posłał mu tylko jakieś takie dziwne spojrzenie i zniknął za drzwiami pokoju ze słowami "zaraz wracam". Jack jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się w miejsce, w którym przed chwilą zniknął jego przyjaciel. Co go tak ugryzło? Powoli, pomimo protestu wszystkich kości w swoim ciele (od kiedy to duchy mają ich aż tyle?!), podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał się po pokoju. Baza Northa. Zdradzał to czerwony kolor tapety na ścianie. No i kilka świątecznych ozdób, które wisiały w całym jego domu przez cały rok. Uśmiechnął się pod nosem. Tylko Święty lubował się w takich rzeczach.

Po chwili do środka weszli pozostali Strażnicy. Wszyscy byli tacy... przybici i zmieszani. Co się, do cholery, stało?!
Ząbek, Piasek i North stanęli obok jego łóżka. Tylko Zając zajął miejsce przy oknie. Nawet nie patrzył na przyjaciół. Zupełnie, jakby coś go gryzło. Coś, z czym nie potrafił sobie poradzić. Dziwne. On jeszcze nigdy się tak nie zachowywał.
- Jak się czujesz? - spytała troskliwie Ząbek. Jack zmierzył ją nieco podejrzliwym spojrzeniem. Coś ukrywali.
- Dobrze - odparł krótko. - Powiecie mi w końcu, co się stało?
Strażnicy spojrzeli po sobie z wyraźnym zmartwieniem i zakłopotaniem, pomieszanym z niepewnością.
- Co pamiętasz, Jack? - spytał North. Chłopak westchnął.
- No właśnie nic! Ostatnie to rozmowa z Zającem w Norze. Potem była ciemność. Same przebłyski. Nie mam pojęcia, w jaki sposób się tu znalazłem, ani dlaczego teraz prowadzimy tę durną rozmowę - powiedział zirytowanym tonem. North zerknął z ukosa na Zająca, który nadal stał przy oknie jak skamieniały i udawał, że wpatruje się w widoki. Miał nadzieję, że to uszaty opowie wszystko mroźnemu chłopcu. W końcu to on był głównym, wręcz bezpośrednim świadkiem. Widział jednak, że z niewiadomych powodów ta cała sprawa go... tak jakby przerosła. Zaczął się zadręczać. Okey, wiedział, że on i Jack się polubili, ale nigdy nie sądził, że mogli wypracować sobie aż tak bliską relację. Westchnął ciężko. Ktoś musiał to powiedzieć.
- Zaatakował was Mrok. Wywiązała się walka, podczas której trafił cię swoją czarną strzałą w serce. Zając przyniósł cię tutaj ledwo żywego. Strzała zaczęła się wchłaniać, byliśmy bezradni. Kompletnie nad sobą nie panowałeś. Dopiero Piaskowi udało się jakoś usunąć to dziadostwo, ale... - uciął, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Jackowi szybciej zabiło serce.
- Ale co? - ponaglił przyjaciela niecierpliwie.
- Ale została w tobie trucizna, której nie możemy usunąć - dokończył. Oczy Mroza rozszerzyły się w przerażeniu.
- C...Co? - wyjąkał. - Co to znaczy?
- Spokojnie. Na razie nie zagraża to bezpośrednio twojemu życiu - uspokoiła go Ząbek. Jack opadł na poduszki, ignorując ból w zesztywniałym ciele.
- Na razie. Ale co będzie później? - spytał, wpatrując się tępo w sufit. Czy to właśnie to miał na myśli Księżyc podczas ich rozmowy?Tą ciężką przyszłość? Ta trucizna została wynaleziona przez Mroka, na pewno nie będzie sobie po prostu tak bezczynnie zalegać w jego ciele. Skąd mogą wiedzieć, czy nie będzie go wykańczać powoli? Czy przez to coś Mrok nie przejmie nad nim kontroli i nie zacznie zagrażać im wszystkim?
- Spokojnie, Jack. Jesteśmy z tobą - powiedziała szybko Ząbek, a pozostali żywo jej przytaknęli. Nawet Zając wreszcie się poruszył.
- Właśnie. Nie jesteś sam. Nie pozwolimy, żeby Mrok zaszkodził ci tym czymś w jakikolwiek sposób - potwierdził North.
- A co, jeżeli tym czymś będzie chciał zagrozić wam?

Wszyscy zamilkli, zaskoczeni pytaniem Mroza. Chłopak w takiej chwili martwił się o NICH? O to, czy im nic nie będzie? Przecież to on oberwał trującą strzałą, to jego Mrok obrał za pierwszy cel. A on pyta, co będzie z NIMI?!
- O nas nie musisz się martwić, Jack. Damy sobie radę - odezwał się Zając. Jack skierował na niego przygnębione spojrzenie niebieskich oczu. - Martw się o siebie. My zrobimy, co w naszej mocy, żeby jakoś ci z tym pomóc, ale ostateczna walka będzie należeć do ciebie.

Po tych słowach rzucił mu spojrzenie, które wydawało się mówić "przepraszam" i wyszedł, odprowadzony zaskoczonymi spojrzeniami pozostałych Strażników.
To była jego wina. Okey, wiedział, że Mróz wbrew pozorom był twardy i na pewno da sobie radę, ale gdyby tylko on bardziej uważał, do całej sytuacji by nie doszło. No i miał to cholerne uczucie deja vu. Ta sytuacja była tak podobna... a on był tak podobnie bezradny. Nie mógł pozwolić, żeby kolejna osoba ucierpiała przez jego nieodpowiedzialność. Mimo wszystko lubił Jacka. Bardzo mu przypominał... Jego. Tego uroczego malca, którego nie był w stanie obronić. Tego, który zginął, bo Zając nie potrafił odpowiadać za swoje czyny.

To musiało się zmienić.

czwartek, 7 stycznia 2016

ZMIANA W DODAWANIU POSTÓW!

UWAGA! Ze względu na nadmiar pracy kolejne rozdziały nie będą się pojawiać co tydzień, tylko co dwa tygodnie w poniedziałki.

Mam nadzieję, że zrozumiecie i będziecie czekać.

Pozdrawiam

Kasia ;D

poniedziałek, 28 grudnia 2015

"Jack jest ranny"



Przez kilka sekund wszyscy stali jak wmurowani, usiłując przetrawić dopiero co usłyszane słowa. Jack jest ranny.
Nie. Jack umiera.
- Ząbek! Zabierz Zająca w jakieś ciepłe miejsce, blisko kominka! - ryknął nagle North, a wszyscy dookoła aż podskoczyli na dźwięk jego głosu. - Kevin, Ron, przygotujcie jakieś miejsce dla Jacka, Dzwonek, poślij po Piaska. Raz, raz, RAZ!!!
Wszyscy natychmiast zabrali się do roboty, przez co w Sferze Snów zapanował straszny harmider. Yeti przeganiały się, znosząc ciepłe koce, jakieś materiały, materace, inne przygotowywały jakiś specjalny pokój dla Mroza, elfy kręciły się, jedne usiłując wykonywać swoje zwyczajne "obowiązki", inne próbując "pomagać", co skutkowało tylko dodatkowym rozdrażnieniem Northa. Zwyczajnie zawadzały.

Zębuszka, zaraz po tym, jak Święty zabrał Jacka, zaprowadziła drżącego i słaniającego się z zimna na nogach Zająca do kominka, gdzie pomocnicy przygotowywali już koce i gorącą czekoladę. Biedak prawie zamarzł. Cały drżał. Przypominało to trochę przedśmiertne drgawki. Dookoła nadal latały pojedyncze sople lodu, wyrzucane niekontrolowanie przez Jacka. W pomieszczeniu zaczął nawet padać śnieg. A im głębiej zapadała się strzała, tym mocniejszy stawał się wiatr, który już zwiał z nóg kilka elfów, które podeszły zbyt blisko.
- Jack! Jack, spokojnie! - krzyczał North, trzymając młodego za barki, żeby nie zrobił sobie (lub komuś) krzywdy. Rzucał się na wszystkie strony i nie mogli go uspokoić. Ząbek patrzyła na to wszystko z jawnym przerażeniem w oczach.
- Zając, jak to się stało? - spytała, nakładając na długouchego kolejny koc. Ten zamknął oczy, usiłując opanować drżenie ciała. W pomieszczeniu, pomimo tego, że siedział obok kominka, robiło się coraz chłodniej.
- M...Mrok. Zaskoczył nas. B..byliśmy w Norze. Rozmawialiśmy. On z..zjawił się tak nagle... wszystko przysłonił piach. Kiedy opadł, zobaczyłem Jacka z wbitą w serce strzałą. N...nie potrafiłem mu pomóc. Nie umiałem go o..obronić - powiedział, jąkając się i szczękając zębami z zimna. Wróżka pogładziła jego okryte kocami ramię.
- Spokojnie. Coś na to poradzimy. Opowiesz później - odparła, powstrzymując dalsze wyjaśnienia. Widziała, że szarak nie był w stanie mówić. Sama również narzuciła na siebie jedno z okryć. Jack rozpętał w Sferze Snów niezłą zawieruchę.

- Piasek! Nareszcie! - zawołał North, widząc wlatującego przyjaciela. W pierwszym momencie nad głową Ludka pojawił się znak zapytania, ale wystarczyło jedno spojrzenie na miotającego się pana zimy i panującą dookoła zamieć, żeby wiedzieć, co się stało. Zaraz potem nad jego głową ukazała się mała sylwetka Mroka. North skinął głową z ponurą miną. Piasek podleciał do najmłodszego Strażnika i dokładnie obejrzał czubek strzały, która jeszcze wystawała z jego piersi. Rozpoznał to. Czarny piach. Trucizna. Może jeżeli zdąży ją usunąć... Chwycił za nią i pociągnął, ale nic to nie dało. Oprócz dodatkowego krzyku i większej siły szalejącej dookoła zamieci. Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Co to za diabelstwo? Dotknął czarnego narzędzia jeszcze raz, tym razem próbując zamienić je z powrotem w swój złoty piach. Nie udało się. A przynajmniej nie całkowicie. Zobaczył tylko złote prześwity. Skorzystał z okazji i pociągnął. W akompaniamencie rozrywającego uszy wrzasku Mroza strzała ruszyła się kawałek. Może i udałoby się mu wyjąć ją całą, tylko, że w tym samym momencie Jack szarpnął się z całej siły, przez co Piaskowy Ludek upadł na podłogę. Rzucił stojącemu obok Northowi spojrzenie mówiące "trzymaj go" i zaczął operację jeszcze raz, tym razem wkładając w to więcej swojej mocy. Kolejny kawałek. Wiatr przybrał na sile, przez co nie mogli zobaczyć siedzących nieopodal przy kominku Zająca i Ząbka. Skupił się jeszcze raz. Kawałek. Jeszcze jeden kawałek. Wszędzie utworzyły się zaspy, świat dookoła stał się biały. Piasek jednak wiedział, że pomimo krzyku bólu przyjaciela i własnego wyczerpania, nie mógł teraz przestać. Zebrał się w sobie i jednym, szybkim ruchem wyciągnął strzałę. Z gardła Jacka wydobył się ostatni krzyk i nagle wszystko ustało. Wśród ciszy słyszeli tylko ciężki, chrapliwy oddech Mroza i zmęczonych ratujących go Strażników. Opadający śnieg ukazał im siłę zniszczeń. Wszystko dookoła było oblepione śniegiem. Zaspy, zaspy i jeszcze raz zaspy. Sam Jack był nieprzytomny, a jego twarz wydawała się być jeszcze bledsza, niż zwykle.

Wykończony Piasek opadł na najbliższej zaspie i przetarł dłonią czoło. North zrobił to samo, patrząc z lękiem na Jacka.
- Co to było? - spytał. Wszyscy spojrzeli po sobie. Zza kolejnego śnieżnego pagórka ukazali się Ząbek i Zając. Długouchy nadal lekko drżał, chociaż z jego futra powoli znikał szron, lód i śnieg.
- Mrok. Strzała musiała być zatruta - powiedział ponuro. Piasek natychmiast się poderwał i podciągnął bluzę chłopaka tak, żeby zobaczyć miejsce zranienia. Rana już zaczęła zanikać, ale była czarna. Po prostu czarna plama. North zerknął na to z niepokojem.
- Piasek wyjął strzałę, ale obawiam się, że Jack nadal ma w sobie truciznę - zauważył. Oczy Zająca rozszerzyły się w zaskoczeniu i przerażeniu. Zrzucił z siebie koce i doskoczył do miejsca, w którym leżał Mróz. Rzeczywiście. W miejscu serca widniała czarna plamka.
- Nie. To nie możliwe! Piasek, zrób coś! To może go zabić! - krzyknął. Ząbek położyła mu uspokajająco rękę na ramieniu.
- Zając, spokojnie. Nic się nie dzieje - powiedziała.
- Jak to nic się nie dzieje? Dzieje się! On... on ma w sobie jakąś cząstkę tego czegoś. Musimy to wyjąć!
- Nie możemy - wtrącił się North. Zając spojrzał na niego.
- Jak to?
North wskazał dłonią na pojawiający się nad nimi Księżyc.
- Jak zwykle spóźniony - mruknął nieco zirytowany Zając. Okrągły gość jednak najwyraźniej nie zwrócił na to uwagi. Rzucił za to blask na czarny punkt na piersi Jacka. Obok pojawił się cień Mroka.
- Trucizna. Tyle już wiemy - powiedziała Ząbek, przyglądając się znakom w zamyśleniu. Te natychmiast uległy zmianie. Ich oczom ukazał się Jack i rozchodząca się po jego ciele czerń.
- Jak można to zatrzymać? - spytał North. W jego głosie słychać było zaniepokojenie, a nawet strach. W tym momencie na zaśnieżoną podłogę padł cień, który układał się w wiadomość od Księżyca. Wszyscy spojrzeli po sobie z zaskoczeniem. Ich podniebny przyjaciel bardzo rzadko komunikował się z nimi w ten sposób. Tylko w wyjątkowych okazjach. Pochylili się nad napisem w skupieniu.

"Jack został zatruty przez Mroka. Tej trucizny nie usuniecie, choćbyście próbowali. Można to zrobić tylko w jeden sposób. Sposób bardzo trudny. Który uda Wam się tylko w kryzysowej sytuacji, kiedy będziecie gotowi. Przepełni Was wtedy energia. Jako Strażników łączy Was wszystkich więź. Więź nie do zerwania. Nie chodzi tu o samą przysięgę. Ale o Waszą wzajemną relację. To dzięki niej jesteście w stanie się jednoczyć i chronić dzieci. To ona Wam pomoże. Położycie wtedy wszyscy ręce na jego sercu. Magia jest potężna. Musicie być bardzo ostrożni."

- Nie możemy zrobić tego teraz? - spytał Zając. Na miejsce napisu natychmiast pojawił się nowy.

"Nie. Nadejdzie moment. Musicie wszyscy odnaleźć w sobie tę siłę. To bardzo potężna magia. Może przynieść nie tylko ratunek, ale i śmierć."

Wszyscy wymienili przerażone spojrzenia. Owszem, śmierć była dla nich, jako dla istot nieśmiertelnych, czymś nierealnym. A wizja utraty jednego ze Strażników...
- Magia jest potężna... A czy Jack to przeżyje? - spytała zmartwiona Zębuszka. Przez chwilę nic się nie działo. Wszyscy już chcieli wyciągnąć najgorszy z możliwych wniosków, kiedy na ziemi pojawił się napis:

"Tak. Przeżyje."

Odetchnęli z ulgą, a Księżyc oddalił się, nie mówiąc im nic więcej.
- Zabierzmy go do pokoju, który przygotowali Yeti - powiedział w końcu North. Wszyscy skinęli głowami. Ząbek wzięła laskę mroźnego chłopca, North zabrał samego Jacka, a Piasek po prostu sunął obok nich, pokazując jakieś znaki nad głową. Jedynie Zając szedł za nimi z wyrazem przygnębienia na twarzy.

Nie potrafił mu pomóc. Kto wie, czy w ogóle będzie umiał? Zawiódł. Zawiódł na całej linii. I on zwał się Strażnikiem? Co to za Strażnik, który nie potrafi pomóc własnemu przyjacielowi?

- Musi odpocząć. A my musimy posprzątać. Narobił niezłego bałaganu - zauważył North. Pozostali skinęli potakująco głowami.
- I powinniśmy zachowywać się wobec niego tak, jak wcześniej. Ta trucizna mogła go zmienić - powiedziała Ząbek. I właśnie tego się obawiali. Wszyscy.

Z ponutymi wyrazami twarzy wyszli z pokoju. Został w nim tylko Zając, siadając w zaciemnionym kącie. Nie mógł zawieść drugi raz. Tym razem będzie przy nim czuwać, dopóki się nie obudzi. Po prostu czuł, że musi to zrobić. Nie potrafił inaczej. Musiał się upewnić, że wszystko z nim w porządku. A potem... potem się zobaczy.

_________________________________________________________________________________

Hej :) Wybaczcie za brak muzyki w tym rozdziale. Po prostu nie wiedziałam, jaką mogłabym użyć ^^ A poza tym - te chwile grozy chyba są lepsze w całkowitej ciszy, prawda?


piątek, 25 grudnia 2015

Wesołych Świąt

Z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę Wam, aby North przyniósł Wam jak najwięcej TRAFIONYCH prezentów, aby Jack odwiedził Was wraz ze swoją zimą na długi czas, samych dobrych snów od Piaska i spełnienia wszelkich marzeń.
P.S Mam nadzieję, że Zając też pomaga przy tych świętach ;D

Następnego wpisu na blogu oczekujcie tradycyjnie w poniedziałek ;)

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Atak

Tradycyjnie muzyczka:
(Szukałam męskiej wersji, ale niestety nie znalazłam :(  a szkoda)


- No, no, Zając! Co tak wolno?! - krzyknął za długouchym, lądując na małej polanie z koszem pisanek w ręku. - Nadal cię wyprzedzam!
W tym momencie zza krzaków wyszedł zaopatrzony w bumerangi, wysoki na metr osiemdziesiąt Strażnik Nadziei.
- Nie bądź tego taki pewien - powiedział z uśmiechem, pokazując swój koszyk. Pusty. Jack oparł się niedbale o laskę i wzruszył ramionami, chociaż widocznie znowu przegrał i strasznie go to denerwowało.
- Dobra, dobra. Schowam te cuda i już znikamy - odparł i odleciał kawałek, tylko po to, żeby porozstawiać po kilka jajek pod drzewami, krzaczkami i przy jakiś kamieniach. Zając przyglądał się temu z uśmiechem. No, no. Jeszcze kilkanaście lat temu nigdy nie pomyślałby, że Mróz mógłby mu pomagać w organizacji Wielkanocy. A już na pewno nie przyszłaby mu do głowy myśl, że mogliby się zaprzyjaźnić. A tu proszę. Chłopak był świetnym Strażnikiem. Bez dwóch zdań.
- Gotów? - spytał, kiedy Jack w końcu znowu przed nim stanął. Ten skinął głową i chwycił mocniej swój kij. Zając za to postukał kilka razy nienaturalnie dużą łapą w ziemię, w której chwilę później ukazał się otwór, do którego oboje wskoczyli. Zaraz potem zamknęła się, jakby w ogóle jej nie było.

Po kilku minutach tunel się skończył i oboje stanęli na równych nogach, śmiejąc się.
- Pierwszy! - krzyknął Jack.
- O nie, koleś. Wyprzedziłem cię o długość uszu - zaprzeczył Zając, prostując się z zadowoleniem.
- Nieprawda! Mój kij był dalej! - Mróz wskazał tryumfalnie na swój atrybut. 
- Przecież i tak zawsze przegrywasz.
- Nie dzisiaj.
Strażnik Nadziei zaśmiał się.
- Więc niech ci będzie. Remis.
- Remis - zgodził się Jack. Oboje westchnęli i przenieśli spojrzenia na Norę. Jack stanął obok Zająca i oparł głowę na swoim kiju. Lubił to miejsce po Wielkanocy. Było wtedy takie spokojne, ciche... zupełnie coś innego, niż tam, na górze. Tam to nawet w nocy nie było zbyt nostalgicznie.
- Po Wielkanocy jest tu tak spokojnie... - westchnął Zając. Jack uśmiechnął się.
- Jakbyś czytał mi w myślach - powiedział.
Zapadła cisza. Nie była ona jednak ani trochę niezręczna. W końcu dość często tak sobie stali i milczeli. Głównie zaraz po Wielkanocy.
- Dzięki za pomoc. Znowu. Organizacja Wielkanocy chyba weszła ci w te lodowate żyły - powiedział w końcu Zając. Twarz Mroza znów rozjaśnił wesoły, szczery uśmiech.
- Spoko. W końcu to dość przyjemne - odparł. No i miał do tego święta taki mały sentyment. W końcu to właśnie wtedy pozostali Strażnicy go zaakceptowali. A dzień później złożył przysięgę. Po prostu nie mógł zapomnieć. Od tamtej pory pomoc długouchemu była niemal czymś oczywistym.
- Nigdy nie śmiałbym powiedzieć inaczej - potwierdził starszy Strażnik i wpatrzył się w puste już teraz tunele. Oboje przypomnieli sobie tamte wydarzenia. I kto by pomyślał.
- Nigdy nie sądziłem, że mógłbym się nadawać na Strażnika - przyznał Jack. - A tu proszę.
- Nie jest tak źle, prawda? 
- Jest świetnie.
- Jeszcze niedawno w życiu bym tego nie powiedział, ale... dobrze, że jesteś, Jack - powiedział Zając, patrząc kątem oka na Mroza. Co prawda, to prawda. W końcu to on uratował świat przed ciemnością. 



Chłopak chciał coś odpowiedzieć, ale przerwało mu coś dziwnego. Coś, czego nie miał zamiaru już nigdy usłyszeć. Ten zimny, złośliwy głos.
- Jak uroczo. Doprawdy.
Oboje jak na zawołanie odwrócili się i zobaczyli wysoką, szarą, szczupłą sylwetkę. 
- Mrok. Czego tu chcesz? - spytał Zając, w jednym momencie dobywając swoich bumerangów. Czarny Pan zaśmiał się i uniósł nieco ręce.
- Wpadłem zobaczyć, jak się czuje Jack. Widzę, że wczułeś się w rolę, chłopcze - powiedział, patrząc z krzywym uśmieszkiem na Strażnika Zabawy, który celował w niego swoją laską.
- Nie masz z nami szans, Mrok. Dwóch na jednego. W dodatku jesteś za słaby. Nikt się ciebie nie boi - powiedział wojowniczo Mróz. Znów ten śmiech. Jak on go nienawidził!
- Może nie mnie. Nie bezpośrednio - odparł Pan Ciemności. - A jednak nadal mam dosyć siły, żeby zrobić to, co sobie zaplanowałem.
- Co ty gadasz? - spytał Zając, jednak w tym momencie dookoła nich pojawił się czarny piach. Jack wystrzelił sople lodu w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał ich wróg.
- Jack, za tobą! - krzyknął długouchy i rzucił bumerangiem w poruszający się za chłopakiem kształt. Koszmar. Tylko skąd on się tu wziął? Przecież nikt już nie bał się Mroka!
- Dzięki, Zając.
W ostatnim momencie sam zamroził kolejnego stwora Czarnego Pana. Nie widział już Zająca, widział tylko pojawiające się i znikające Koszmary. Gdzieniegdzie migał mu sam Mrok, ale nigdy nie mógł go trafić. Od dawna już nie walczył. Ledwo co widział przez czarny piach, a dodatkowo zaczęło mu się kręcić w głowie. Kątem oka zauważył migającą mu wysoką sylwetkę. Odwrócił się w jej stronę z zamiarem wystrzelenia kolejnej salwy lodu, kiedy poczuł mocny ból w klatce piersiowej, a dokładnie w sercu. Do jego uszu dobiegł dziki śmiech Mroka. Nie mógł utrzymać się na nogach. Oddech sprawiał mu ból.

Piach zaczął opadać. Zając rozglądał się zdezorientowany. Mrok zniknął. Tak po prostu. Ale to przecież do niego cholernie niepodobne! Odwrócił się i w tym momencie wszystko dookoła jakby zwolniło. Zobaczył Jacka, który wypuścił laskę z rąk i upadł na kolana z wyrazem bólu na twarzy. Z jego serca wystawała cienka, czarna strzała.
- Jack!
Doskoczył do niego, odkładając bumerangi na bok. Chłopak uniósł nieco twarz i spojrzał na przyjaciela. Ledwo oddychał. Przypominało to raczej ciężkie dyszenie pomieszane ze świstem. 
- Co... - wydusił, ale Zając od razu go uciszył.
- Mrok. Muszę cię zabrać do Northa. On będzie wiedział, co robić - powiedział. W jego głosie słychać było zdenerwowanie. Spojrzał na strzałkę. Powinien ją usunąć. Białowłosy osunął się na ziemię z cichym jękiem bólu. Zając bez zastanowienia chwycił za czarny koniec i pociągnął. Niestety, poskutkowało to tylko głośnym krzykiem Mroza. Co więcej, grot zaczął powoli wchłaniać się w jego ciało. Oczy Strażnika Nadziei rozszerzyły się w przerażeniu. Tylko nie to...
Jack zaczął rzucać się na wszystkie strony, walcząc z przejmującym bólem. Zając wiedział, co to znaczyło. Trucizna. Patrzył, jak powoli trawa dookoła mroźnego chłopca pokrywa się szronem, lodem i śniegiem. Jack otworzył oczy i spojrzał na wchłaniająca się strzałkę. Zacisnął pięści, jakby z czymś walczył.
- Jack, trzymaj się. Będzie dobrze - powiedział i schował swoje bumerangi. Chwycił kij przyjaciela i tupnął kilka razy łapą w ziemię, usiłując chwycić Jacka tak, żeby ten nie zrobił mu krzywdy. Co było dosyć trudne, bo wieczny nastolatek wierzgał i wił się na wszystkie strony.
- Spokojnie, Jack, spokojnie - powtarzał w kółko i sam nie wiedział, czy bardziej do siebie, czy właśnie do niego. W tym momencie Mróz chwycił jego łapę i odepchnął od siebie. Zaskoczony Zając zatrzymał się, nie wiedząc, co robić.
- Zając... nie... nie zbliżaj się... - wydusił, jakby sprawiało mu to straszną trudność.
- Jack, co ty wygadujesz? 
- G...gdybym cię zaatakował, zabij mnie! - krzyknął i wygiął się w niemal idealny łuk. Długouchy, korzystając z okazji chwycił go i wskoczył do jamy. Musiał zdążyć. Strzałka wchłaniała się w chłopaka coraz bardziej. W dodatku ciągle kołatały mu się po głowie jego słowa. "Gdybym cię zaatakował, zabij mnie". To było zdecydowanie najgorsze, co mógł usłyszeć z jego ust. Nie mogli go stracić. Nie dlatego, że North najpewniej oberwałby mu uszy za to, że nie pomógł mroźnemu, ale dlatego, że sam by sobie tego nie wybaczył. W tym momencie nie zwracał nawet uwagi na to, że jego futro zaczęło pokrywać się szronem i chłopak mógł go w każdej chwili zamrozić. Miał gdzieś zimno, które przenikało go do szpiku kości. Musiał zdążyć. Zobaczył koniec tunelu i już po chwili stał w Sferze Snów.
- North! North! Musisz mi pomóc! - krzyczał, ile sił w płucach. - Musisz pomóc Jackowi!
Przykucnął nieco. Już prawie nie czuł nóg. W dodatku cały drżał od zimna. Chyba powoli się zamrażał. 
- Zając! Co się stało? - spytał North, wchodząc do Sfery Snów. Aż zamarł w przerażeniu na widok, który zastał. Zaraz za nim wleciała Ząbek, która akurat przebywała u Świętego w odwiedzinach i aż zakryła usta dłońmi. Długouchy był cały pokryty szronem i gdzieniegdzie lodem. Kucał, trzymając kurczowo rzucającego się na wszystkie strony Jacka, od którego strzelały małe sopelki lodu. W dodatku z jego piersi wystawał kawałek czarnej, cienkiej strzały.
- J...Jack jest ranny - wydusił Zając, szczękając zębami.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Starzy przyjaciele

Polecane nutki ;D (kolejno w trakcie czytania) :





Droga nie była wcale aż taka długa, jak mogłoby się wydawać. Głównie dlatego, że posłużył się śnieżną kulą "pożyczoną" od Northa. No co? On też lubił wygodę, a magiczne portale zdecydowanie nią były. Odkąd dołączył do Strażników, dość często podbierał przyjacielowi jego kule. Możliwe jest, że ten dotychczas jeszcze się nie zorientował. 
Wylądował przed domem Jamie'go i z zaskoczeniem zauważył, że chłopaka (no, właściwie już mężczyzny, ale kto by tam na to patrzył?) nie było na zewnątrz. Czyżby zapomniał? Nie, on nigdy nie zapominał o ich spotkaniach. Więc co się stało? Nie namyślając się długo, otworzył drzwi i wszedł do środka. I tak nigdy nie pukał. Nie musiał.
- Jamie? - spytał w pusty korytarz.
- Jack, to ty? Szybko się uwinąłeś - zauważył Jamie. Jego głos dochodził z kuchni, więc tam udał się zmartwiony duch zimy. Zauważył starego przyjaciela, siedzącego przy stole z kubkiem kawy w ręku. Zmienił się dosyć. Rysy jego twarzy były dość mocne, ale nadal tak uroczo łagodne. Tym razem jednak na jego zwykle wesołej twarzy widać było zmęczenie. Jack podszedł bliżej i usiadł obok niego przy stole.
- No, uwinęliśmy się szybciej. A co u ciebie, Jamie? Wyglądasz na przemęczonego - zauważył. Pewnie znowu za dużo pracował. Jamie westchnął.
- No wiesz, praca. Dom. Dzieci. Jeszcze Eva zachorowała. Trzeba się zająć dziećmi. Dorosłe życie nie jest takie kolorowe, jak mogłoby się wydawać, Jack - powiedział i uśmiechnął się słabo, popijając nieco kawy.
- Przykro mi, ale ja się nie zestarzeję, żeby tego doświadczyć - odparł Jack, uśmiechając się pocieszająco. Być może i tego nie rozumiał, no i zapewne nigdy nie zrozumie, ale zawsze był gotów wspierać przyjaciela. Jamie odwzajemnił uśmiech.
- No wiem. Ciągle jesteś taki sam.
- Przywilej nieśmiertelności - białowłosy uniósł ręce, jakby chciał zaznaczyć, że nie ma na to wpływu. 
- Wiem, wiem. Sęk w tym, Jack, że czuję się... jakby coś było nie tak. Jakby tu, w mroku, czaiło się coś, co chce mnie pochłonąć. To tak jak wtedy, kiedy staliśmy przed Mrokiem. Tylko tym razem jakby coś się zmieniło. Jakby... on żerował na tym strachu. Obawach o moją rodzinę i o jej życie - wyznał Jamie, patrząc na swój opróżniony do połowy kubek. Jack uniósł brwi. No tak. Pamiętał coś, co dawno temu powiedział mu North. Kiedy cieszył się z pokonania Mroka.


- To jeszcze nie koniec, Jack - powiedział. Chłopak spojrzał na niego zaskoczony.
-Jak to? Przecież Koszmary wciągnęły go do podziemi. Już po nim.
North pokręcił głową z delikatnym uśmiechem.
- Widzisz, to nie takie proste. My istniejemy tak długo, jak długo wierzą w nas dzieci. A on istnieje tak długo, jak długo istnieje strach, lęk i ciemność. A pomyśl, kto traci wiarę w Strażników? Kto odczuwa największe obawy i strach? O swoją przyszłość, o przyszłość swoich bliskich?
W tym momencie Jacka olśniło.
- Dorośli. 
- Dokładnie, Jack. Jak długo oni będą odczuwać strach, tak długo on będzie na nim żerował. A kto wie, czy kiedyś nie zechce tego w jakiś sposób wykorzystać.
- Ale... strach dorosłych nie będzie tak samo silny, jak strach dzieci. To one odczuwają emocje najmocniej - zauważył Mróz. North kiwnął głową.
- Owszem. Ale zdecydowanie wystarczy do najprostszych działań. A najprostsze działania wprowadzają najwięcej chaosu. A czasem potrafią zaważyć o losach wojny.


- Halo, Ziemia do Jacka Mroza!
Jack otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na Jamie'go przepraszająco.
- Wybacz. Co mówiłeś? - spytał.
- Że Olivia zaraz wróci ze szkoły i pewnie będzie chciała sobie z tobą poszaleć - powtórzył Jamie.
- O, to świetnie! - twarz Jacka natychmiast się rozpromieniła. lubił tą małą. Była jak dziewczęce wcielenie małego Jamie'go. - A ty nie będziesz z nami?
- Nie, muszę pojechać po Evę do lekarza. Poszła biedna sama, bo ja byłem w pracy - powiedział. - Przykro mi, że nie zdążyliśmy sobie porozmawiać tak, jak kiedyś.
- Spoko, Jamie. Przecież wiem, że masz też inne sprawy. Tak samo, jak ja.
Co prawda, to prawda. Jack szerzył wiarę w swoją osobę wśród dzieci dosłownie na potęgę. Odwiedzał różne miasta, wsie, kontynenty, bawił się z dzieciakami, rozmawiał z nimi. Ale zawsze wracał tutaj. Najczęściej przesiadywał w tym miasteczku zimą. Wtedy mógł się wyszaleć. No i chodziło też o jego umowę z Zającem. Żadnego śniegu poza wyznaczonymi porami roku. No, może z kilkoma wyjątkami, ale to tak dla rozluźnienia atmosfery. No i po to, żeby mieć się o co droczyć z długouchym.
- Zobaczymy się niedługo - zapewnił Jamie, ubierając płaszcz. Jack skinął głową z uśmiechem.
- Jak długo będziesz wierzyć - odparł. Takie ich tradycyjne pożegnanie. - Zawsze tu będę.
Jamie uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki. Doskonale wiedział, że Jack zawsze dotrzymywał danych mu obietnic. Nie miał się czego obawiać.




W progu dosłownie wyminął się z Olivią, która ucałowała go na powitanie/pożegnanie (co kto woli) i wbiegła do kuchni.
- Jack! - zawołała uradowana i odrzuciła plecak w kąt, podbiegając do stołu, przy którym czekał jej ulubiony Strażnik.
- Cześć Oli - Jack uśmiechnął się wesoło i uścisnął gramolącą mu się na kolana dziewczynkę.
- Jak dawno cię nie było! Opowiadaj, dokąd leciałeś tym razem! - powiedziała radośnie, a na jej twarzy widać było pełen podekscytowania rumieniec. Mróz zaśmiał się wesoło. Ta mała po prostu go rozbrajała. 
- No cóż, tym razem siedziałem u Northa. Wiesz, spotkanie Strażników. Znowu przynudzał coś o raportach, statystykach i tak dalej - odparł. Olivia uniosła brwi.
- Czy on nie ma innego zajęcia? - spytała, co wywołało śmiech ze strony ducha zimy. Mała była nad wyraz dojrzała, jak na swój wiek.
- No, najwyraźniej nie. A tak poza tym nawiedziłem sobie ostatnio południową część Polski. Dziwny kraj. Jeszcze trochę i na mapie zostanie już tylko nazwa, po w kraju nie zostanie żaden rodowity Polak - zauważył. Tym razem to Olivia się zaśmiała.
- Jak kto woli - powiedziała. Zaraz jednak podskoczyła i chwyciła Mroza za bluzę. - Jack, a pobawimy się śnieżkami? Proooooszę.
Jack uśmiechnął się, widząc jej błagalną minkę. Owszem, obiecał coś Zającowi, ale przecież ona tak ładnie prosiła... Strażnikom nie wolno zawodzić dzieci, prawda?
- Dobra, przygotuj się - powiedział. No, niby nie miało być śniegu, ale na jednym podwórku... co tam szkodzi. Mała natychmiast zeskoczyła z jego kolan i pobiegł w stronę drzwi, ciągnąc Jacka za sobą. Białowłosy oczywiście jej na to pozwalał. Jak zwykle. Na szczęście w ogrodzie Bennett'ów leżał jeszcze śnieg, więc Mróz nie musiał się o to obawiać.
- No to co, każdy na każdego? - uśmiechnął się i ulepił sobie pierwszą śnieżkę. Już miał rzucić nią w szatynkę, gdy oberwał kawałkiem śniegu w żebro.
- Każdy na każdego! - krzyknęła mała, lepiąc już kolejną kulkę. Jack uśmiechnął się i rzucił w nią swoją śnieżką. Niestety, ona już zdążyła schować się za sankami.
- Nie licz na wygraną, mała! - krzyknął Jack i jednym susem pojawił się za dziewczynką, rzucając jej śnieżką w plecy, na co ta aż podskoczyła.
- Orientuj się, Jack! - odkrzyknęła i zamierzyła się na niego, ale on już zdążył odskoczyć i rzucić w nią kolejną kulką. I to celnie! Ponad trzysta lat wprawy robi swoje!



Ich zabawa nie trwała zbyt długo. Głównie dlatego, że Jamie i Eva już wrócili i kobiecie trzeba było spokoju, a nie zmartwień typu: moje dziecko gania po podwórku i wrzeszczy samo do siebie "Jack, orientuj się!". Tak więc duch zimy zmył się stamtąd dość szybko. 






Jednak kiedy wychodził z pokoju dzieci Bennett'ów, zauważył szybko migający gdzieś nieopodal dziwny cień. Szybko podleciał to sprawdzić, ale w zaułku nie zostało po nim ani śladu, pomimo tego, że nadal czuł się obserwowany. Coś ewidentnie było nie tak. Czuł to. Całym brzuchem, jakby to powiedział North. Będzie musiał mu o tym powiedzieć. Spojrzał na zachodzące słońce i wzniósł się w górę. Skończyły mu się kule śnieżne, więc trzeba wrócić na własną rękę.

Nie zauważył, że chwilę później z ciemności wyłoniła się tak dobrze znana mu mroczna sylwetka, która wykrzywiała szarą twarz w pogardliwym uśmieszku. Czuł jego niepewność.
- Już niedługo, Jacku Mrozie. Już niedługo.
Po tych słowach zniknął tak nagle, jak się pojawił.

__________________________________________________________________________
Kolejny rozdział za nami. Proszę o komy ;)
Ach, no i powiedzcie, co sądzicie o muzyce w trakcie czytania. Podoba Wam się takie wklejanie, czy nie bardzo?
Czekam ;)


sobota, 12 grudnia 2015

Przedstawienie postaci - WAŻNE

Teraz przedstawię Wam po krótce osoby występujące w moim opowiadaniu, aby uniknąć niedomówień. Warto przeczytać, żeby poznać postacie!

Dorosły Jamie Bennett


Jamie Bennet dorósł i założył rodzinę. Ma trójkę dzieci, które podzielają jego wiarę w Strażników. Jamie nigdy nie przestał ich widzieć. Nadal jest tak samo ufny, nieco zabawowy i rozluźniony. Zdarza się jednak, że staje się zbyt zapracowany... nie wiadomo, czy plan Mroka nie rozpocznie się właśnie od niego...

Dorosła Sophie Bennet


O dziwno, nigdy nie zapomniała o swoim spotkaniu ze Strażnikami. Często, chociaż nikt o tym nie wie, widuje się z Zającem, żeby po prostu z nim porozmawiać. Ma chłopaka, ale zanosi się na to, że raczej nie spieszy jej się do założenia rodziny. Cóż, może zostało jej nieco z dziecinności... chyba, że ma traumę do wypadających zębów, po tym, jak Zębowa Wróżka usiłowała podarować jej kilka w przeddzień tamtej pamiętnej Wielkanocy...

Olivia Bennett


Najstarsza córka Jamiego. Ma 11 lat i, tak jak ojciec, wierzy w Strażników całym sercem. Osobiście bardzo lubi Jacka i często, kiedy nie ma ojca, rozmawia z nim. Jest przez niego nazywana "żeńską kopią Jamiego", bo jej charakter jest niemal idealnym odwzorowaniem charakteru pana Bennetta. No, może jest trochę mniej ufna, ale to chyba na lepsze wychodzi...

Casper Bennett


Dziesięcioletni fascynat książek i zjawisk nadprzyrodzonych. Drugie dziecko Jamiego. Uwielbia zgadywanki, a co za tym idzie - "rozmowy" z Piaskowym Ludkiem. Pojętny i inteligentny chłopak z wiarą, która mogłaby chyba nawet dosłownie przenosić góry. A przynajmniej on tak sądzi. W końcu to byłoby takie... nadprzyrodzone.

Robbie Bennett


Bliźniak Caspra ( z serii bliźniaków dwujajowych, czyli całkowicie się od siebie różniących). Uwielbia przyrodę i zdecydowanie woli wiosnę od zimy. Czasami nieco podejrzliwy i dość mało pewny siebie, a jednak ma swoją grupkę przyjaciół. Lubi długie rozmowy z Zębową Wróżką na temat wspomnień, pracy Strażników i tym podobnych.

Jack Mróz


Uroczy pan zimna i mrozu, lubujący się w zabawie i psikusach. Strażnik Zabawy, uśmiechnięty i wyluzowany. Potrafi być jednak odpowiedzialny i poważny. Dba o swoich przyjaciół. Pozostałych Strażników traktuje jak rodzinę. Najbardziej uwielbia denerwować Zająca. Traktuje go jednak jak starszego brata i oboje, chociaż tego nie okazują, zrobiliby dla siebie nawzajem wszystko.

North


Zwany jest popularnie Świętym Mikołajem. Wysoki, postawny, siwy mężczyzna, Strażnik Zachwytu. Jest miły i wyrozumiały, ale potrafi też być groźny. Walczy o swoje z wyjątkową zawziętością i nigdy się nie poddaje, co rusz wymyślając nowe, błyskotliwe rozwiązania. Jak sam mówi, ma wiele ukrytych cech, które okazuje, kiedy kogoś dobrze pozna.

Zębowa Wróżka


Przez przyjaciół zwana także Ząbek. To piękna krzyżówka ludzkiej kobiety z kolibrem. Miła, radosna i troskliwa, a jednocześnie strasznie zawzięta w walce. Uwaga na jej ostre skrzydła i mocny prawy prosty! Strażniczka Wspomnień, od samego początku zadurzona w Jacku (a szczególnie w jego kłach!), niestety bez wzajemności.

Piaskowy Ludek


Popularnie Piasek, Strażnik Snów. Oszczędny w słowach, delikatnie mówiąc. Jest głównym źródłem wiary u dzieci. Przyjacielski i wesoły, lubi sprawiać innym radość. Do tego jest bardzo uczynny i wyrozumiały, szczególnie w stosunku do Jacka, którego poznał jeszcze na długo przed tym, jak pan mrozu dołączył do Strażników. Od razu widać, jak bardzo się lubią. Porozumiewa się poprzez znaki z piasku nad swoją głową, ale niestety nie każdy i nie zawsze jest w stanie go zrozumieć.

Wielkanocny Zając


Strażnik Nadziei, ekspert w Tai-Chi, nerwy ze stali... a ucieka w popłochu, stojąc przed rozwścieczonym hartem. Pomimo tego, co pokazuje, jest dosyć wrażliwy, a nawet opiekuńczy (szczególnie w stosunku do swoich wielkanocnych jajek). Charakterystyczne jest dla niego zwracanie się do innych per "koleś". Wbrew czynom i słowom bardzo lubi drażnić się z Jackiem. Nawet kiedy przez swój australijski akcent i walkę bumerangami jest nazywany przez niego kangurem. Od czasu, kiedy okazało się, że Jack przywrócił Jamiemu wiarę w niego, postanowił dać chłopakowi szansę, w efekcie czego okazało się, że świetnie się dogadują.


Yeti i Elfy


Pomocnicy Northa. Wbrew powszechnym wierzeniom, to ci pierwsi robią zabawki, a drudzy tylko nieudolnie je testują. I pieką przy tym świetne ciasteczka! (Szkoda, że często chcą je przy tym zjeść. Na niektórych czasami zostają jeszcze kropelki ich śliny...). No i, podobnie jak Piasek, mają małą słabość do trunków...

Mleczuszki


Mini odwzorowanie Zębowej Wróżki, jej pomocnice. Zbierają zęby i zostawiają pod poduszką grosik. Tylko one i Zębuszka mają do nich dostęp.

Mrok


Czarny Pan, Pan Ciemności. Wielokrotnie pokonany przez Strażników czarny charakter, kochający ponad wszystko cierpienie i strach innych. Zazdrości Strażnikom wiary dzieci, ale sam już wymyśla podły plan odebrania im jej. Nie spocznie, dopóki nie zniszczy Jacka i jego przyjaciół, a na świecie nie zapanuje ciemność.

Koszmary


Sługi Mroka, przybierają postać koni. Powstały z zakażonego przez Mroka piasku Piaskowego Ludka. Żywią się strachem i wnoszą go do wszelkich snów. Są w stanie sprawić, że są strasznie realistyczne. Pewnie dlatego szpitale psychiatryczne są tak zapełnione...